W ośmiu odsłonach. Vol. 1 „Abdrücke”, „Chipping” – Anna Konjetzky


„Abdrücke”


Drezno, 2012

Ze spektaklami Anny Konjetzky zetknęłam się pierwszy raz podczas Deutschland Tanzplattform w Dreźnie w 2012 roku. „Abdrücke” (2010), w wykonaniu Sahry Huby, już wtedy zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Oddzielona od widzów tancerka, umieszczona w kwadratowym akwarium, wbrew ograniczeniom przestrzennym, niezwykle dynamicznie wykonywała gęstą od ruchów choreografię. Odizolowana szkłem od widzów wydawała się być świadoma swojego uwięzienia i istnienia świata na zewnątrz, poza akwarium. Próbowała z tą przestrzenią nawiązać kontakt, nerwowo pisząc coś i malując na kartkach. Przykładała je do szyby, szukając sygnału z zewnątrz, jakiejś reakcji. Jeszcze jeden element jej uwięzienia zwrócił moją uwagę: na szkle zaczęła pojawiać się stopniowo para, będąca śladem, zapisem jej oddechu, która w pewnym momencie pokryła całość szklanej powierzchni niczym mróz w zimie. Para na szybie była niezbitym dowodem organiczności życia: ktoś potrzebował tlenu i wdychał powietrze, ale ten fizyczny proces przybierał także formy niekontrolowanego artystycznego działania. Para tworzyła esy floresy na szybie. W pewnym momencie performerka znikała za gęstymi oparami. Mogło to ewokować niepokój. Mogła to być sytuacja związana z zagrożeniem życia, którego zapowiedzią stawała się pokrywająca ścianę para, przywodząca  na myśl kończący się tlen.

Wtedy w Dreźnie odczytałam tę pracę przez pryzmat koncepcji materialności. Przykuła moją uwagę ulotność akcentowana przez pojawiającą się na szybie parę i zarazem próba znalezienia cielesnego ekwiwalentu dla oddechu. Gra pomiędzy widzialnością oddechu i lękiem przed jego niewidzialnością.


Koncepcja tej tanecznej instalacji jest jednak nieco inna, mówi przede wszystkim o poszukiwaniu śladów obecności performerki i równoczesnym ich zacieraniu. Ciało jest mierzone, dotykane, opisywane i oświetlone. Jest także obserwowane przez publiczność ujawniając voyeurystyczne instynkty widzów.


Instalacja Anny Konjetzky była dla mnie najmocniejszym przeżyciem estetycznym, z którym wyjechałam z Saksonii. Skłamałabym, gdybym napisała, że jadąc do Drezna nie czekałam na „Violet” Meg Stuart czy „Dance for Nothing” Eszter Salamon. Owszem, czekałam. I jak zawsze w zetknięciu z pracami tych choreografek uległam sile ich przekazu – nienachalnej, ale wyjątkowej, skupionej na obecności i na napięciach pracy Meg Stuart i bardziej dyskretnej i dyskursywnej choreografii Eszter Salamon. Jeździłam regularnie co dwa lata na niemieckie platformy tańca od 2006 roku, zaczynając od tej stuttgarckiej, wierząc, że trudno znaleźć bardziej reprezentatywny przegląd tańca. Niemniej po kilku edycjach zauważyłam, że mimo różnych miast i komisji część osobowości i zespołów powraca, dzięki czemu można oglądać ich rozwój w procesie (np. Xavier Le Roy, Meg Stuart, Eszter Salamon). 


Natomiast Anna Konjetzky była dla mnie odkryciem, powiewem nowej estetyki. Wówczas wydawało mi się, że jej choreografia sytuuje się znacznie bliżej sztuk wizualnych. Czytałam o jej wcześniejszych pracach i wydawały mi się skupione na relacji przestrzeni z ciałem.

Konjetzky, wykształcona w Brukseli w szkole „Lassade” (metoda J. Lecoqca) i Berlinie, zadebiutowała jako choreograf w 2005 roku. Jak większość choreografów artystka wiele podróżuje i prezentuje swoje spektakle zagranicą, np. w Brukseli (Danse Balsa Marni), Luksemburgu,  Gandawie, Salzburgu, Stambule, Kampali, Nairobi i Hanoi. Wokół niej i jej projektów powstał kolektyw tancerzy, którego konstelacja ulega z czasem zmianom, ale zazwyczaj skład zespołu pozostaje podobny. Na przykład niezwykła Sahra Huby, która pojawia się we wszystkich choreografiach Konjetzky – sądzę, że nie przesadzę pisząc, że jest twarzą tego zespołu. Wydaje się ona wręcz stworzona do wszystkich choreografii kreowanych przez Konjetzky. Odpowiednio szybka, sprawna technicznie, a równocześnie drobna i zarazem silna. W 2009 roku Huby otrzymała nagrodę za solo „Elephantengedächtnis” („Pamięć słonia”) w choreografii Konjetzky na Festiwalu Euro-Scene w Lipsku. Jest ona także postacią centralną w „Abdrücke" i „Chipping”, spektaklach ustawionych na jedną tancerkę. Zawsze myślałam sobie, (o ile nie jest to zbyt staroświecki koncept), że ruch Sahry Huby inspiruje choreografkę do tworzenia. Przełożenie choreografii „skrojonych” na jej motorykę na inne ciało artysty byłoby chyba niemożliwe. 


Hamburg, 2014 

Dopiero dwa lata później, w 2014 roku, poznałam osobiście Annę Konjetzky. Zdarzyło się to podczas kolejnej Niemieckiej Platformy Tańca wówczas odbywającej się w Hamburgu. Umówiłam się z nią na spotkanie, aby opowiedzieć o projekcie „Maszyny choreograficznej”, nad którym pracowałam w krakowskiej Cricotece – programie łączącym wątki tańca współczesnego z twórczością Tadeusza Kantora. Spotkanie było owocne. Mimo że kalendarz Anny Konjetzky był wypełniony po brzegi planami, prezentacjami i nie mogła mi nic obiecać, rozstałyśmy się z postanowieniem, że będziemy szukać okazji do współpracy. Coś w rodzaju zmiennego losu sprzyjało temu kontaktowi. Kiedy po wielu miesiącach poszukiwań planowałam już zamknąć etap researchu i spisać moją ostateczną koncepcję programu drugiej edycji „Maszyny choreograficznej”, Anna napisała do mnie. Z jej wiadomości wynikało, że pojawiła się możliwość przyjazdu do Krakowa. Tak zaczęła się trwająca kilka lat współpraca i wzajemne poznawanie.


Kraków, 2014

Kilka dni przed rozpoczęciem „Maszyny choreograficznej” okazało się, że w nowym budynku Cricoteki, budzącym podziw i później wielokrotnie nagradzanym, przecieka dach. Choć mój projekt wykorzystywał przestrzeń sceniczną, a nie sale wystawiennicze, gdzie odczuwało się skutki awarii, to przez moment mój program był zagrożony. Po mieście krążyła plotka, że…… Cricoteka jest zamknięta (!), choć nie była to prawda.


W tle tych okoliczności odbył się wieczór z dwoma tanecznymi instalacjami „Abdrücke” i „Abdrücke folgen” Anny Konjetzky, której prace choreograficzne pierwszy raz były wówczas prezentowane w Polsce. I był to także pierwszy blok spektakli tanecznych wystawianych w Cricotece, bowiem pierwsza edycja „Maszyny choreograficznej”, także z powodów perypetii budowlanych, odbywała się w Muzeum Inżynierii. Atutem tamtej sytuacji była obecność starych modeli samochodów i motocykli, czyli fakt, że projekt choreograficzny odbył się naprawdę wśród maszyn. Energia publiczności była tam niezwykła. 


Anna Konjetzky zaproponowała, żeby „Abdrücke”, spektakl, który zachwycił mnie w Dreźnie, pokazać wraz z drugą częścią „Abdrücke folgen” (2011). To był dyptyk o percepcji widza oraz relacji z przestrzenią i ciałem. W drugiej części instalacji „Abdrücke folgen” zmienia się punkt patrzenia. Tadeusz Kantor, między innymi w „Lekcjach mediolańskich”, sporo miejsca poświęcił znaczeniu przestrzeni. Przy tworzeniu konceptu programu miało to dla mnie znacznie. 


Instalacja „Abdrücke” była we foyer, przed wejściem na scenę. Widzowie skupili się wokół akwarium z Sahrą Huby zastawiając się, jaki ruch może się pojawić w takiej ograniczonej przestrzeni. Sahra Huby potrafiła wykorzystać każdy jej milimetr do działania. W jej tańcu była zawarta niezwykła dynamika, ciało rzucało się, jakby coś nie pozwalało mu się zatrzymać i przestać działać. Drugi performans, „Abdrücke folgen” był odwróceniem sytuacji scenicznej z „Abdrücke”. Oto znaleźliśmy się wokół białego kwadratu podłogi z tą różnicą, że Sahry Huby już nic od nas nie ograniczało,przestrzeń była otwarta. Jakby zniknął podział na wnętrze i zewnętrze. Tancerka eksplorowała przestrzeń wobec siebie. Na trzech ekranach ustawionych dookoła podłogi, pojawił się obraz jej zwielokrotnionego ciała.  Odnosiło się wrażenie, że jest nie jedno, a cztery ciała. W tej przestrzeni Huby próbowała przeanalizować i zdefiniować samą siebie.


W jednym z wywiadów Konjetzky powiedziała: „Tym, co najbardziej mnie fascynuje, jest bezpośredniość ciała. Fakt, że ciało w ruchu jest jednocześnie konkretne i abstrakcyjne. To się może wydawać paradoksalne, ale dla mnie takie zestawienie otwiera rozdźwięk, który umożliwia tworzenie choreografii”. 


Oscylowanie pomiędzy skrajnościami sytuacyjnymi, które można rozumieć jako rozdźwięk, faktycznie staje się pretekstem do stworzenia dyptyku o relacji ciała i przestrzeni. To jedno z zagadnień, do których Anna Konjetzky powraca i rozwija je prowadząc nieustanne badania nad przestrzenią, architekturą i percepcją.


„Chipping"


Monachium, 2015

Krok po kroku rozwijało się moje zainteresowanie pracami Anny Konjetzky. Pojechałam do Monachium na jej kolejną premierę „Chipping" w Münchner Kammerspiele, łącząc to ze zwiedzaniem wystawy dotyczącej Oskara Schlemmera, który był „bohaterem” kolejnej części dwuletniego programu „Maszyny choreograficznej” pt. „Schlemmer. Analogie”. Co ciekawe, Konjetzky też przez krótki moment zajmowała się koncepcją Oskara Schlemmera pracując nad duetem dla dwójki tancerzy i obiektu na zaproszenie Bauhaus Dessau.


„Chipping” (2014) jest spektaklem o relacji człowieka z przestrzenią miejską, o zmechanizowanym działaniu i zdenerwowaniu. Wszystko jest tu niezwykle precyzyjnie skomponowane i dzięki temu tworzy silnie oddziałujący obraz. Industrialna muzyka zawłaszcza tancerkę, która niczym postacie w grach komputerowych walczy z poruszającymi się sześcianami. Poza choreografią i muzyką specjalne miejsce jest zarezerwowane dla projekcji. Na horyzoncie sceny pojawiają się obrazy przytłaczających blokowisk, które na zasadzie pars pro toto, mają coś wspólnego z poruszającymi się skrzyniami o kształtach sześcianów-bloków. Są one metaforą zabudowanej, duszącej człowieka przestrzeni miejskiej. W centrum sceny znajduje się balansująca, tańcząca w bluzie z kapturem i jeansach kobieta, zwinna i szybka. Desperacko walczy, aby zdążyć przed przesuwającymi się skrzyniami, stara się dotrzymać tempa im i postępującej industrializacji. Skrzynki, przypominające ruchome drewniane bloki, cegły, a także leżące obok powiązane napędy, koła pasowe i linki przesuwają się stopniowo, scena jest zdominowana tymi elementami budowy i techniki. Jednostka musi odnaleźć się wśród tych linii trakcyjnych i innych elementów codzienności zindustrializowanej przestrzeni. W jednym z wywiadów choreografka mówiła o „Chipping”: „Niepokój jest bardzo ekscytującym aspektem badań ciała i ruchów. Wydaje się, że społeczeństwo staje się coraz szybsze. Zalewane informacjami, zawsze osiągalne i dostępne [...] i wymóg ciągłej produktywności. Przestrzeń społeczna, która nieustannie zmusza – lub pozwala – nam robić pewne »kroki«”. Można te słowa odczytać jako wykładnię do interpretacji spektaklu. 


Kraków, 2015 

W tym czasie badałam zagadnienie mechanizacji, relacji człowiek – maszyna przygotowując kolejną odsłonę „Maszyny choreograficznej”. Muszę przyznać, że premiera „Chipping” doskonale się w nią wpisywała, dlatego podjęłam decyzję, aby spektakl otworzył program w listopadzie 2015 roku.  Wystawiliśmy „Chipping” w czasie trwania projektu dwa razy, po wcześniejszej wizycie Anny Konjetzky w 2014 roku taneczny Kraków wprost czekał na jej przyjazd. Na obu pokazach brakowało wolnych miejsc... Spektakl był w pewnym sensie ekstrawagancki w swojej formie, osiągał ten efekt poprzez potęgę muzyki tworzonej na żywo. Zawładnął widzami, dzięki dynamice choreografii i wykonawstwa, sugestywnym obrazom i zabudowaniem sceny rekwizytami, wśród których, o dziwo, Sahra Huby potrafiła działać, wykorzystując skrzynki do tego, by przemieszczać się, chować, zeskakiwać. Kontekst twórczości Tadeusza Kantora sugerował, żeby zobaczyć te „biedne przedmioty”, szczególnie te odrapane skrzynki, i człowieka zrośniętego z nimi, ale także wolnego od tych opakowań. Przed widzami rozpościerał się trochę taki obraz „śmietniska naszych czasów”.

Anna Królica

Prezeska Fundacji Performa, kuratorka, badaczka, krytyczka tańca.

Next
Next

Sztuka zaangażowana Arkadi Zaidesa